"Jarosław nie lubi mówić o tym, czego już dokonał. Ale to trzeba dodać: był on w 1979 r. jednym z pierwszych organizatorów akcji zbierania pod warszawskimi kościołami podpisów, wspierających żądanie nadawania w radiu mszy (...)." Tak pisała "GW"(...)
Wśród tych, którzy wówczas zeznawali na korzyść Jarosława Kaczyńskiego był dziennikarz Tomasz Wołek. Dziś w tej sprawie milczy. To haniebne milczenie. Zeznawał wówczas też na rzecz Kaczyńskiego Ludwik Dorn. Ten, w przeciwieństwie do zestrachanego Wołka, również i teraz dał świadectwo prawdzie.
Po niemal dwóch dekadach szafa Lesiaka odezwała sie znowu niczym "szafa grająca" z okresu PRL. Kto tym razem wcisnął odpowiedni guzik, żeby ją po latach uruchomić? Agora? Platforma Obywatelska? Ważny jest efekt. Oto bowiem okazało się, że w jednym szeregu, pod wspólnym sztandarem nienawiści dla Jarosława Kaczyńskiego, PiS czy obozu niepodległościowego są dawni ubecy, żurnaliści od Urbana, politycy PO, Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk. Słowem nowa odmiana czerwono-różowego salonu, nowy "okrągły stół" części środowisk postsolidarnościowych i postkomunistycznych połączonych strachem i agresją wobec premiera IV RP.
Zastanówmy się dlaczego nagle odezwał się ten mocno fałszujący chór ubecko-salonowo-platformerski? Ani chybi dlatego, że Kaczyński rośnie w siłę i nawet osoby będące daleko od polityki widzą, że to PiS jest jedyną alternatywą dla PO. I tylko Prawo i Sprawiedliwość może odebrać władzę nieudolnym liberałom. Nie udało sie zniszczyć PiS i podłamać wiary w samego Kaczyńskiego ani wyśmiewaniem naszego programu gospodarczego, ani opowiadaniem na okrągło, że jesteśmy "partią jednego tematu", ani nieustannym prowokowaniem w Sejmie i w mediach, ani zwalnianiem na nas winy za brak postępu w unijnych negocjacjach budżetowych. Kolejne próby skompromitowania premiera IV RP i jego partii spełzły na niczym. Dorabianie gęby nie powiodło się. No to teraz z braku laku lepszy kit. A więc taki "oszczerczy kit" o lojalce wyciągnięto.
"Gazeta Wyborcza" z przyległościami powinna pamiętać o tym, co o braciach Kaczyńskich pisała ... "Gazeta Wyborcza" 9 maja 1989 roku: "obaj wszystko robią razem, byli w latach 70- tych wybitnymi (choć trzymali się w cieniu) działaczami opozycji demokratycznej. Od 1980 są czołowymi ekspertami Solidarności. Jarosław Kaczyński jest sekretarzem KKW Solidarności. Lech – członkiem stałego Prezydium KKW. "Kaczory" były nierozłączne podczas ubiegłorocznych strajków Stoczni Gdańskiej, po bratersku śpiąc na jednym płacie styropianu. Cechy przypisywane braciom: poczucie humoru, inteligencja, upór, skromność i flegmatyczny spokój." I dalej: "Jarosław nie lubi mówić o tym, czego już dokonał. Ale to trzeba dodać: był on w 1979 r. jednym z pierwszych organizatorów akcji zbierania pod warszawskimi kościołami podpisów, wspierających żądanie nadawania w radiu mszy świętej – co ostatecznie zostało osiągnięte w Porozumieniu Sierpniowym 1980 r." Tak pisała "GW" w niespełna siedem i pół roku po wybuchu stanu wojennego.
Są na szczęście tacy ludzie, doprawdy odlegli od PiS, którzy w tym momencie zachowali się przyzwoicie i dali świadectwo prawdzie. Należy do nich dziennikarka "Gazety Wyborczej" Ewa Milewicz oraz współzałożyciel Ruchu Helsińskiego w Polsce prof. Marek Antoni Nowicki. Ten drugi stwierdził co następuje: "Jarosław Kaczyński od początku stanu wojennego aktywnie działał w opozycji. Jesienią 1982 był jednym z założycieli i aktywnym działaczem Komitetu Helsińskiego (...) był także ważnym ogniwem kontaktów i współpracy między Komitetem Helsińskim a działającymi w podziemiu działaczami "Solidarności".
Ta spółka z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością czyli dawna eSBecja, Wałęsa, Frasyniuk et consortes, uznaje za swoją dewizę Goebbelsa, aby kłamać sto razy, a coś zawsze z tego zostanie. Próżne ich zamiary, daremny trud. A swoją drogą, koalicja oszczerców Kaczyńskiego w gruncie rzeczy wcale nie jest taka egzotyczna jak się wydaje. Jedno jest wszak pewne: ta koalicja hańby wojnę o prawdę już przegrywa. A Kaczyński? Idzie dalej.